Zemsta ma smak żelaza i samotności – analiza Blue Eye Samurai
- Ola Paradowska
- 15 sty 2024
- 5 minut(y) czytania
Zemsta, zemsta, zemsta na wroga, z Bogiem i choćby mimo Boga.
Każdy (po)maturzysta zna ten cytat z Dziadów cz. III. Co ciekawe, Mickiewicz ujął w nim pięknie sedno dzieła, które ukazało się prawie 300 lat później. Produkcja Michaela Greena i Amber Naozumi zatrzęsła światem animacji pod koniec ubiegłego roku. Krytycy opiewają ją jako jedną z najlepszych w 2023, a na YouTube można znaleźć mnóstwo analiz. Serial doczekał się rzeszy fanów, chodzą też plotki o kolejnym sezonie.
Co takiego jest w tej historii, że tak przyciąga? Czym różni się Niebieskooki Samuraj od innych tego typu produkcji?
Historia zemsty jest stara jak świat. Już przecież dzielny Achilles mści się krwawo na Hektorze. Jego okrucieństwo jest wręcz przesadzone, ale przeszło do historii. Tak samo jak klasyczne przedstawienia zemsty np. u Shakespeare. Całym motywem działania Hamleta jest przecież pomszczenie ojca. W późniejszych epokach powstały książki całkowicie oparte na tym motywie. I tak, patrzę na kultowego Hrabiego Monte Christo, który wprowadza swój skomplikowany plan tylko po to, by dokonać zemsty. Ten motyw pojawia się w tak wielu dziełach, że nie sposób je przywołać. W Polsce nie jesteśmy gorsi i także mamy swojego Konrada z przywołanych już Dziadów, czy Konrada Wallenroda, który mści się nie tylko na jednej osobie, ale całych Krzyżakach.
Co nas tak pociąga w historiach o zemście? Co sprawia, że powstają kolejne, jak Niebieskooki Samuraj? Osobiście uważam, że jest kilka aspektów, w które warto się zagłębić.
Po pierwsze: mózg lubi fabuły, które zna.
Wiele razy słyszeliście remiksy starych piosenek w reklamach, czy oglądaliście rebooty danych serii. Cambell uważał, że praktycznie wszystkie opowieści to wariacja na temat Monomitu. Po krótce: bohater musi opuścić bezpieczne miejsce, bo pojawiło się zagrożenie, spotyka mentora i pomocnika, nabywa umiejętności i zwalcza zło. Znane? Oczywiście, że tak bo ludzkość od wieków pisze w ten sposób swoje historie. I tak samo jest z motywem zemsty. Widzieliśmy go w kinie i literaturze tak wiele razy, że nasz mózg po prostu go przyjmuje. A on lubi rzeczy proste, znane.
Tak właśnie zaczyna się Blue Eye Samurai. Historia zdaje się stara jak świat – skrzywdzony samuraj wyrusza w podróż, by pomścić matkę. Chce odnaleźć swojego ojca i zabić go, ale nie jest to takie proste. Bowiem akcja serialu rozgrywa się w okresie Edo, gdy Japonia oddzieliła się od reszty świata i obecność w kraju białych ludzi była zakazana. W czym problem? Otóż nasz samuraj jest półkrwi biały, stąd jego błękitne oczy. Gdy się rodził, w Japonii było czterech mężczyzn spoza kraju. A on nie wie, który z nich jest jego ojcem. Dlatego wyznaczył sobie za cel zabicie ich wszystkich.
Przenosimy się więc do świata brutalnego, pełnego gwałtu i mordu. Tutaj rządzi ten, kto jest silniejszy, a śmierć nie robi takiego wrażenia, jak w dzisiejszych czasach. By coś osiągnąć, często trzeba kogoś zabić. Role w tym świecie zostały podzielone, a Mizu, nasz samuraj, się z tym nie godzi. Dlatego rozpoczyna swoją wędrówkę, która zawiedzie go w miejsca, których się nie spodziewał. Najpierw chciałabym zwrócić uwagę na animację. Twórcy zrobili coś niezwykłego – nagrali prawdziwych aktorów, a później w pełni nałożyli na ich ruchy postaci animowane. To nie jest tak, jak w Chłopach, gdzie da się odróżnić twarze aktorów. Tutaj tylko ciała, czy mimika zostały zabrane, ale twarze są już całkowicie nowe. To sprawia, że ta animacja jest niesamowita. Ruchy postaci, szczególnie podczas walki, to całkiem nowy poziom animowania. Twórcy już nie są ograniczeni, mogą pokazywać wszystko z różnych perspektyw, tak płynnie, jak w serialu aktorskim. Mimika twarzy, gesty i ruchy są na najwyższym poziomie, a do tego dochodzą zapierające dech w piersiach tła. Są sceny, gdzie światło zachodzącego słońca oświetla walczących, a w tle obijają się morskie fale. I gdy zamykam oczy, widzę to tak wyraźnie, jakby było prawdziwe. Ostatnie lata wyniosły sztukę animacji na inny poziom i Niebieskooki Samuraj to kolejny tego przykład.
Po drugie: lubimy historie o zemście, bo zdaje nam się, że przywracają one porządek.
Ktoś został skrzywdzony i zabija, tego kto wyrządził krzywdę. Dobro przeciwstawia się złu i zwycięża. Czy to jednak prawda?
Wiele utworów ukazuje, że taka zemsta nie przynosi równowagi. Na końcu Hamleta nasz bohater nie cieszy się zwycięstwem, ale ginie (a z nim połowa bohaterów). Gniewu Achillesa nie ukoi sponiewierane ciało Hektora, a Konrad Wallenrod popełnia samobójstwo. Tacy Johnowie Wickowie, pragnący zemsty, są na ciągłym celowniku, często ranni, ścigani, jak szczury. Gdy dokonują swojej zemsty, wyłaniając się w płomieni, nie zostaje im wiele. Ukochane osoby już nie żyją, a oni nie mają gdzie wracać. Nawet jeżeli czeka ich szczęśliwy koniec, to okupiony krwią.
Serial Netflixa pokazuje to doskonale. Ta fabuła wydaje się prosta, ale w każdym odcinku twórcy dodają kolejną cegiełkę ze wspomnień Mizu. Nasz samuraj przeszedł długą, ciężką drogę, pełną krwi i wyrzeczeń. To realistyczna historia ukazująca drogę tej postaci do zemsty. Mizu może wiele razy zrezygnować. Poznaje ludzi, którzy chcą pomóc, znajduje bezpieczny dom, w którym mógłby przestać walczyć. Jednak, tak jak pokazuje odcinek piąty (najlepszy z całego sezonu), w duszy samuraja zagnieździła się paląca chęć zemsty. Jedna z postaci mówi, że w jego oczach widzi wściekłość. I to prawda – Mizu jest wściekły. A to spala człowieka od środka. I twórcy pięknie pokazują tą trudną, straszną drogę.
Doświadczamy też historii innych postaci. Jest Taigen, najlepszy samuraj, który miał poślubić księżniczkę. Po tym jak zostaje znieważony przez Mizu, śledzi go, by odzyskać honor. Z drugiej strony mamy samą księżniczkę, Akemi, która musi dać sobie radę w świecie mężczyzn. Jej drogę, jako kobiety, dawno już wyznaczono, ale ona nie da sobą rządzić. Będzie musiała znaleźć sposób, by stanąć za sterami własnego życia. Te wszystkie historie splatają się we wciągającą opowieść, która zostaje z człowiekiem na długo.
Po trzecie: widzowie lubią postaci krwawego mściciela.
To ma być ktoś bezwzględny i zimny, a jednak powoli przyjmujący do swojego serca dobrych ludzi. Może i jest bezwzględny, ale dla złych postaci, więc aż tak się tym nie przejmujemy. Lubimy mściciela, bo robi to, co wykracza poza normy społeczne, ale nam nie grozi, bo jesteśmy bezpiecznymi widzami.
I tutaj warto poruszyć temat psychologii postaci. Niestety nie umiem jej omówić bez małego spojlera. Większość recenzentów go zdradza, ale ja nie zamierzam. Dlatego oznaczyłam początek i koniec spojlera. Przewińcie tę część, jeżeli nie chcecie tego wiedzieć.
POCZĄTEK SPOJLERA
To nie jest jeden z tych seriali, który gloryfikuje zemstę. Uważam, że pokazuje ją bardzo realistycznie. Mizu ponosi wiele ran, kilkukrotnie jest na progu życia i śmierci. Wiele osób prosi, by przestał, ale on nie potrafi. Jego życiową motywacją jest gniew, a ludzie udowodnili mu, że nie warto ufać i kochać. Dlatego nasz samuraj idzie przed siebie, ciągle w krwii i w ranach, a my widzimy, że ta zemsta nie ma końca. Taka psychologia postaci jest świetnie umotywowana w przeszłości naszego bohatera. Czy jednak coś się zmieni w sercu naszego samuraja? Końcówka pierwszego sezonu daje możliwości, ale mało odpowiedzi.
Uważam, że doskonale ukazano pewne postaci jako swoje przeciwieństwa. Bo Mizu tak naprawdę jest kobietą. Żyje jako mężczyzna, by stanowić o sobie, by dokonać zemsty, która jest niedostępna dla kobiet. W drugim rogu spektrum jest Akemi, która nie ma prawa mieć swojego zdania, na początku serialu nie stanowi o sobie. Musi dopiero nauczyć się jak walczyć dostępnymi sobie metodami – przebiegłością i seksualnością. To doskonale pokazuje kobiecość tamtych czasów, ale też różne metody walki. Takich kontrastów jest tu wiele – Mizu jest niehonorowa, a Taigen opiera się na honorze. Taigen chce tylko szczęścia, a Akemi wielkości. Te kwestie są świetnie pokazane, często poprzez mimikę lub czyn, a nie słowa. Show, don’t tell, jak to mówią.
KONIEC SPOJLERA
Niebieskooki Samuraj to doskonała historia o zemście, ale nie tylko. Pokazuje nam znaną fabułę, którą urozmaica. Buduje ciekawych bohaterów, którym chcemy kibicować. Nie idealizuje zła, ale pokazuje je realistycznie. Buduje piękny wizualnie świat z sekwencjami walki, które nigdy wcześniej nie były takie dobre. Wszystko to składa się na doskonały serial, jedyną taką animację. Osobiście może trafić do mojej topki najlepszych, bo urzekli mnie bohaterowie i dojrzale budowana historia. Nic więcej mi nie potrzeba.
コメント