top of page

Poe w grobie się przewraca, a ja przewracam oczami – Zagłada Domu Uscherów

Zaktualizowano: 17 sty


Wyobraźcie sobie doskonałą historię grozy. Co widzicie? Dla mnie grozę buduje nastrój – ciemność, niebezpieczeństwo i niedopowiedzenie. Opowieść ma mnie wciągnąć i tak przerazić, bym bała się, chociaż nie ma czego. Jednak dla twórców Netflixa nic z tego się nie liczy – ważne żeby były flaki, zjawiskowe śmierci i puste frazesy. To właśnie Zagłada Domu Usherów.

Stary, ale jary Poe

Na początku 2024 roku zainteresowałam się znów twórczością Edgara Allana Poe. Jego mroczne opowiadania, omawiane nawet na studiach, są dla mnie świetnym przykładem doskonałych utworów grozy. Straszne, gotyckie zamki, ukochane kobiety wstające z grobów, śmierć spadająca na grzeszników – to wszystko tam jest, a świetne pióro Poego opisuje to w taki sposób, że dreszcz przebiega po plecach. Dla mnie ten pisarz jest mistrzem nastroju, który dominuje w jego twórczości. Nie pociąga mnie w nim śmierć, ale wszystko to, co wokół niej.



Nie dziwi mnie, iż wielu twórców chciało być jak Poe. Inspirowali się jego opowiadaniami z lepszym lub gorszym skutkiem. Osobiście jestem bardzo wybredna, jeżeli chodzi o horror, więc przyznać muszę, iż większość niestety nie dorasta znanemu pisarzowi do pięt. Jedyną dobrą realizacją, którą znam, jest niedawna książka T. Kingfisher Co porusza martwych. Ta krótka historia porusza dobre struny. Nie skupia się na sensacji, na flakach i krwi, ale na tym, by czytelnik czuł niepokój. O co innego może chodzić w dobrym horrorze? Osoba bohaterska przybywa do starego, zapuszczonego zamczyska, gdzie dwójka rodzeństwa ukrywa mroczne sekrety. Przez większość powieści nikt nawet nie umiera, a grozę tworzą niedopowiedzenia, tajemnice i niebezpieczeństwo wiszące w powietrzu. Kingfisher tworzy z szacunkiem do oryginału – zapożycza nazwisko, zamek, czy jezioro znajdujące się tuż obok, ale co najważniejsze – stara się odtworzyć nastrój poprzez słowa. Po tej doskonałej realizacji jeszcze bardziej polubiłam oryginał i dostrzegłam w nim nowe sensy.

Myślę, że właśnie do tego powinny prowadzić renarracje.



Kasa po najmniejszej linii oporu

Niestety, twórcy Netflixa nie poradzili sobie z zadaniem tak dobrze jak Kingfisher. A nazywając swój serial Zagłada Domu Uscherów warto by było potraktować oryginał z szacunkiem. Nic jednak z tego! Pojawia się tu co prawda kilka imion z twórczości Poego, nawet tytuły odcinków nawiązują do jego twórczości, ale to tyle. Reszta została koncertowo olana, a nastroju jest tu tyle co kot napłakał.


Fabuła zarysowuje się następująco – stary Roderik Uscher opowiada o śmierci swoich wszystkich dzieci, wplatając w to wspomnienia z własnego życia. Czy to ciekawe? Jak najbardziej. Dzisiejsi twórcy potrafią prowadzić fabułę tak, by widz siedział wręcz przyklejony do ekranu. Czy jednak ma to wiele wspólnego z Poe? Nie sądzę. Fabuła osadzona jest we współczesnym świecie i nawiązania do opowiadań są wyjątkowo luźne, zdają się wręcz wymuszone. Serial nie utrzymuje nastroju, jest przesadzony, a bohaterów bardzo ciężko polubić. Nie pisałabym jednak tej recenzji, gdyby nie jeden aspekt – sceny śmierci.

Dawno już nie widziałam dzieła tak epatującego gore. W każdym odcinku, a wręcz co kilkanaście minut twórcy zarzucają widza krwią, flakami i odorem śmierci. Po pewnym czasie to robi się po prostu nudne i przewidywalne. Osobiście uważam, że takie epatowanie... mija się z celem. Bo gdy jeden, ważny bohater umiera czujemy smutek i przerażenie. A gdy morze trupów ścieli się gęsto jedyne co czuję to obrzydzenie.

Niestety, Zagłada Domu Usherów to dla mnie wydmuszka, która zarobi pieniądze, ale nie wniesie niczego do Waszego życia. Nawet strachu, czy rozrywki.


Pozytywny akcent na koniec

Jeden aspekt sprawił, że obejrzałam ten serial do końca – kryzys opioidowy. W Stanach jest to obecnie poważny problem. Lekarze przepisują pacjentom silnie uzależniające środki z błahych powodów, wielkie firmy się bogacą, a malutcy cierpią. Świetnie opowiada o tym Jaśmin z kanału Stanowo ( https://www.youtube.com/watch?v=nSujO0FK2Ew).

Usherowie są magnatami w tej branży. Licodon, lek który pojawia się często w tej opowieści, jest środkiem przeciwbólowym reklamowanym jako nieuzależniający i nieszkodliwy. Tak naprawdę jednak jest gorszy niż heroina i bohaterowie zdają sobie z tego sprawę. Miliony ludzi przez nich cierpi, a całe bogactwo Usherów jest wywalczone cyniczną reklamą czegoś, co de facto jest trucizną.

I to właśnie ten wątek ciekawił mnie najmocniej. Ten serial pokazuje bezwzględność wielkich firm i całkowitą znieczulicę jej przedstawicieli. Usherowie zdają sobie sprawę z tego, że trują ludzi – po prostu ich to nie obchodzi. Nic nie liczy się dla nich tak jak pieniądze i władza. Nawet żona głównego bohatera jest faszerowana tym środkiem, jest tylko pionkiem w tej grze.

Czy to nowy motyw? Absolutnie nie. Jego rozwiązanie też nie jest niczym oryginalnym, a jednak satysfakcjonującym. To jedyne plusy, które zauważam w tej produkcji.

Ogólnie jednak uważam, że oglądanie Zagłady Domu Usherów to strata czasu. Dużo więcej wyciągniecie z oryginalnych opowiadań, czy renarracji typu Co porusza zmarłych. W Zagładzie znajdziecie tylko flaki, więcej flaków i złych ludzi, którzy źle kończą.

 
 
 

Comments


  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Facebook
  • Instagram

©2019 by Bezkrytyczne Recenzje. Proudly created with Wix.com

bottom of page