Po co nam feminizm? – na podstawie Świata bez kobiet Agnieszki Graff
- Ola Paradowska
- 19 lis 2023
- 5 minut(y) czytania

– Jestem feministką. – co powoduje wypowiedzenia takiego zdania? Przyjrzyjmy się temu, bo reakcja na pewno wystąpi, ale za każdym razem trochę inna.
Na początku nasza rozmówczyni może zmarszczyć brwi i przez chwilę siedzieć w ciszy. Feministka kojarzy się stereotypowo z „szaloną babą”, zapewne lesbijką (koniecznie nieogoloną), która nienawidzi mężczyzn, chce aborcji na życzenie do końca ciąży, a w wolnym czasie pali staniki w ramach protestu.
„Feminazistka” „Babochłop” „Jędza”
Rozmówczyni więc patrzy na mnie i widzi, że nie wpisuję się w ten schemat. Ot, zwykła kobieta, może lekko ekscentryczna, acz niewyróżniająca się. „Zwyczajna”. Więc oddycha z ulgą.
– Też jestem feministką, ale... – „ale” musi się pojawić. Bo trzeba się koniecznie oddzielić od stereotypu. Teraz mogą paść takie zdania jak: – Ale nie taką radykalną. Ale ja nie uważam, że kobiety są lepsze od mężczyzn/ chcę równości. Ale ja lubię mężczyzn. Ale nie czuję się wykluczana.
To chyba najdelikatniejsza reakcja, z którą się spotkałam. Wynika z tego, że kobiety chcą mieć swoje prawa, chcą należeć do wspólnoty, ale nie chcą być znienawidzone. A świat nienawidzi feministek. Najpierw były wiedźmy, potem sufrażystki, a teraz one – feministki. Myślę, że nie trzeba tego udowadniać badaniami, podskórnie każda z nas zna tę nienawiść. Jeżeli jednak nie jesteście przekonane to zachęcam do obejrzenia tego materiału: https://www.youtube.com/watch?v=njesZ4r1VRQ
Gorzej, jeżeli słowa „jestem feministką” trafią do kogoś mniej liberalnego. I tak, w mojej wyobraźni te słowa wypowiada mężczyzna, chociaż nie wykluczam, że kobieta też mogłyby tak zareagować. Ściągnięte brwi pozostają na miejscu i rozpoczyna się monolog:
– O co Wy jeszcze walczycie? Kobiety nie są dyskryminowane. Przesadzacie. Kiedyś kobieta nie mogła sobie wybrać męża, rodzice o tym decydowali. Nie mogła głosować. Nie mogła chodzić do szkoły. Miała tylko siedzieć w domu, w kuchni i gotować. I zajmować się dziećmi. Wtedy kobiety chciały rodzić, nie to co teraz. Kobiety nie mogły nosić spodni, ani pracować w niektórych zawodach. Były całkowicie na łasce mężczyzny. A teraz? Teraz jest wolność, kobietom nic nie brakuje. Wychodzą za mąż kiedy chcą, pracują, głosują. Czego Wam jeszcze trzeba?
Bardziej agresywna wersja tego monologu brzmi:
– W dupach się poprzewracało! Urodziłaby się, jedna z drugą, w Arabii i by zobaczyła. Wydaliby ją za mąż bez pytania, burka na łeb i rodziłaby dzieci. Kobiety do kuchni! Tam to jest dyskryminacja, a nie u nas, w Polsce.
I, gdy człowiek dostanie takim monologiem prosto w twarz, to ciężko znaleźć argumenty. Tym bardziej, gdy jest on wypowiadany tak agresywnie, z pełnym przekonaniem o własnej nieomylności.
Gdy jeszcze mówiłam, że jestem feministką, usłyszałam takie monologi kilka razy. I przestałam. Przestałam o tym mówić, przestałam się udzielać. Nie miałam siły ciągle i ciągle walczyć z tym światem, z przekonaniami ludzi, którzy wcale nie chcieli słuchać. Zamknęłam się, ale gdzieś tam w środku, po kryjomu, sobie „feminizowałam”.
Aż przyszły Strajki Kobiet i zmieniły wszystko.
Jeżeli byłaś na na tych protestach to zrozumiesz o czym piszę. A jeżeli nie to spróbuję to jak najlepiej oddać:
Dziki tłum ludzi. Tak wielki jak na 11 listopada, a może nawet większy. Tłumy, tłumy kobiet, niemające początku i końca. Słuchać je już z oddali, wiele głosów zmieszanych w jeden. Idą przez puste ulice Wrocławia, bo policja zatrzymała ruch i teraz całe te wielkie ulice są tylko ich. Wszyscy ubrani w ciemne kolory, bo to nie jest radosna okazja. To Strajk przeciwko ustawie antyabrocyjnej, to krzyk wściekłości, bezsilności i bólu. Ale w tłumie nie czuje się bezsilności. Ja tam czułam siłę. Po raz pierwszy w życiu taką wielką siłę, która przychodzi z tego, że stoję w tłumie i ten tłum przyszedł tu z tego samego powodu co ja. Przez chwilę jesteśmy wszyscy razem, działamy we wspólnej sprawie. Krzyczymy, śpiewamy i maszerujemy, bo mamy wspólne ideały. Po raz pierwszy w życiu poczułam taką wspólnotę. Siostrzeństwo. Prawdziwy feminizm.
I od tego czasu ta siła we mnie żyje. W pewnych momentach bardzo osłabła, ledwie tliła się, gdzieś na dnie. Ale teraz znów wzrasta. Chcę znów mówić głośno „jestem feministką”. Co więcej, uważam, że feminizm jest nam potrzebny. Dlaczego? Tłumaczy to Agnieszka Graff w swojej książce Świat bez Kobiet**.
Feminizmu potrzebują już małe dziewczynki. Z badań wynika, iż kobiety od małego są wciskane w pewne standardy piękna. Autorka artykułu pisze:
[...] badania pokazują, że dziewczęta, które nie czują się dobrze we własnym ciele, nie angażują się społecznie, a zdecydowana ich większość w przyszłości nie będzie asertywna ani nie będzie bronić swoich decyzji.*
Ciągłe gonienie za nierealistycznymi standardami doprowadza część z dziewczynek do zaburzeń odżywiania, a one łączą się często z chorobami psychicznymi. To oczywiście skrajne przypadki, ale nie można ich przemilczeć. I można by powiedzieć, że to „nie są poważne sprawy”. Wygląd? Dieta? Przecież to nie są prawdziwe problemy!
A jednak są. Odstawmy na bok temat zaburzeń odżywiania, bo jest on zbyt szeroki jak na ten wpis. Zajmijmy się drugą częścią tego cytatu, czyli zaangażowaniem społecznym i asertywnością.
Dziewczynki od dziecka są socjalizowane tak, by siedzieć grzecznie, cichutko i się uśmiechać, gdy mężczyźni rozmawiają o „męskich sprawach”. Czy to nie dlatego tak ciężko jest się przebić kobiecie w polityce? Graff poświęca kilka rozdziałów omawianiu tej kwestii. Kobiety w Solidarności? Były, ale gdzieś z tyłu, jako „żona Pana xyz” czy „wdowa po działaczu”. Tak szczerze, przed lekturą tej książki, nie wymieniłabym nawet jednego nazwiska kobiety działającej w tamtych czasach. A kobieta prezydent? Hanna Gronkiewicz–Waltz próbowała nią być, ale nie udało jej się połączyć ciepłego wizerunku matki-polki z politykiem. Graff ciekawie nazywa ją w swoim tekście Żelazną Mamą. Kobiety statystycznie rzadziej mieszają się do polityki, nie mają czasu by zgłębiać się w ten brutalny, nieprzyjemny świat.
I ja to rozumiem. Też krzywię się na kolejne chore pomysły rządzących i odwracam wzrok, gdy debatują, przerzucając się przekleństwami jak banda dzieciaków.
Ale jako feministka chcę rozumieć co się dzieje w tym świecie. Chcę mieć swoje przedstawicielki w rządzie; sejmie i senacie. Dlaczego? Żeby nie decydowano za mnie. Żeby reprezentowały mnie kobiety, bo tylko one naprawdę zrozumieją drugą kobietę. Żeby istniała demokracja, w której mój głos się liczy.
Feminizmu potrzebują też kobiety starsze. Pokazuje to ustawa antyaborcyjna, której dużo czasu poświęciła Graff w Świecie bez kobiet. Wspomina się też o tym w dokumencie Feministki: Co sobie myślały?***, który jest dostępny na Netflixie. Ustalmy najpierw jedno: kobiety dokonywały, dokonują i będą dokonywały aborcji. Powodów jest tyle ile kobiet i osobiście staram się tego nie oceniać. Najważniejszy jest fakt, iż kobiety robią to od wieków, niezależnie od kraju i religii. Legalnie czy nielegalnie, ta procedura istnieje i będzie istnieć. Prawne zabronienie im tego sprawia, iż poddają się tej procedurze w gorszych warunkach, co zagraża ich życiu lub zdrowiu. Lub rodzą dzieci, które są skazane na życie bez miłości lub w głębokiej patologii.
Przez tę ustawę umierają kobiety. Kobiety, których imiona i historię znamy. Justyna miała 34 lata. Osierociła dwóch synów. Annie kazano rodzić martwy płód. Tak samo jak Izie, którą zabiła sepsa. Marta walczyła o swoją ciążę, ale nikt jej nie pomógł, mimo wyników wskazujących na zakażenie. W brzuchu Agnieszki obumarły bliźnięta. Mimo tego kazano jej donosić ciążę, aż sama odeszła. Dorota konała trzy dni, nim jej organizm odmówił posłuszeństwa.*** Ile jeszcze? Ilu imion nie znamy? Nie wiem. Ile kobiet jeszcze umrze przez tą ustawę? Na to pytanie też nie umiem odpowiedzieć.
Jako feministka chcę walczyć o życie. Najpierw o to, by lekarze ratowali kobiety w ciąży nie zasłaniając się przepisami. Później o to, by kobiety mogły decydować za siebie. By nie musiały żyć w strachu, że zajdą w ciążę i ta ciąża skończy się tragicznie. Że nikt im nie pomoże. Bo taka sytuacja może wydarzyć się każdej z nas.
To tylko czubek góry lodowej. Graff porusza w swoich tekstach jeszcze wiele innych problemów. Seksizm, który udaje „niewinne żarciki”. Seksualność kobiet. Piękno jako wyznacznik wartości, czy nowe podejście do feminizmu. Uważam, że ta książka może otworzyć oczy niejednej kobiecie. Że felietony Graff w ciekawy, przystępny sposób ukazują dyskryminację kobiet w społeczeństwie na wielu płaszczyznach. Ale dają też nadzieję. Nadzieję na Świat Kobiet. Na świat, w którym wszyscy będziemy równi, a patriarchat odejdzie do przeszłości. Kiedy on nastąpi? Tego nie wiem. Mimo wszystko chcę w niego wierzyć.
_____________________________________________________________________
Przypisy
* Pietruszak B., Dlaczego już 11-letnie dziewczynki mają kompleksy? - Fundacja Kosmos Dla Dziewczynek, https://kosmosdladziewczynek.pl/portal-wiedzy/cialo/dlaczego-juz-11-letnie-dziewczynki-maja-kompleksy {data dostępu: 6.11.2023]
** Graff A., Świat bez kobiet, red. A. Pluszka, Warszawa 2021.
*** Feministki: Co sobie myślały? (2018) dostępny na platformie Netflix.
****Fundacja Dziewuchy Dziewuchom (@dziewuchy_dziewuchom), https://www.instagram.com/p/CzGaNzoNnS7/ [data dostępu: 6.11.2023].
Comments