top of page

Dlaczego chcemy oglądać villainów? – Ballada ptaków i węży S.Collins



Od kilku lat w popkulturze zauważyć można modę na złych bohaterów, czyli villainów, którzy stają się głównymi postaciami w fabule. Według badań im mniej moralna jest przedstawiona osoba tym więcej osób i przez dłuższy czas będzie oglądało serial, w którym on występuje*. I producenci skwapliwie z tego korzystają.


W dzisiejszych rozważaniach spróbujemy wejść do głowy potwora i trochę w niej pogmerać.

Pierwszą produkcją z villanem na czele, która najbardziej zapadła mi w pamięć, była Maleficent** [Czarownica, Diabolina] z roku 2014. Ten film wypaczał tradycyjne spojrzenie na Śpiącą Królewnę odwracając role postaci – tytułowa Czarownica okazuje się na końcu dobrą, kochającą postacią, a ojciec Aurory – nikczemnym, szalonym człowiekiem. Tytułowa bohaterka nie jest najmilsza, ale została zdradzona tak głęboko, że jej zachowanie można wyjaśnić, a nawet usprawiedliwiać. Do tego, na końcu filmu, wszystko kończy się happy endem, więc Czarownica zostaje oczyszczona z win. Maleficent ukazuje więc bohaterkę, którą „źle rozumieliśmy” i jej „prawdziwa historia” odkrywa przed nami, że była tak naprawdę pozytywną postacią.

I Disney chyba trochę boi się pokazywania prawdziwych villanów, bo ich kolejny film z czarnym charakterem w roli głównej to Cruella*** (2021). I znów – bohaterka zostaje skrzywdzona, więc chce zemsty, musi sobie radzić sama, ale na końcu czeka ją happy end. Tu jednak twórcy puścili trochę wodzy szaleństwa i stworzyli kobietę o dwóch twarzach: Estellę, z którą mamy sympatyzować, bo została osierocona, ale ma wielkie marzenia i Cruellę, która niczego się nie boi, jest arogantcka, samowystarczalna i, gdy wchodzi na scenę, zabiera całe światło. Ta bohaterka nie jest już tak łatwa do usprawiedliwienia, osobiście powiedziałabym, że jest dużo gorsza niż Diabolina. Jednak na końcu okazuje się, że Cruella nie przeszła tej ostatecznej granicy (nie zabiła piesków i nie przerobiła ich na futra), co sprawia, że jest postrzegana bardziej jako szalona ikona mody o niewyparzonym języku, niż prawdziwy villain. Wciąż jednak da się z nią sympatyzować i jej kibicować.

Inaczej ma się sprawa z produkcjami takimi jak Joker**** (2019). Pomysł jest podobny – przedstawienie znanej historii z innej perspektywy – ale odbiór całkiem inny. Mroczne, brudne i brutalne Gotham całkowicie pochłania Artura Flecka. Mężczyzna z początku próbuje sobie radzić, być normalnym, przykładnym obywatelem, ale każdy kolejny upadek przybliża go do szaleństwa. I w końcu to widzimy – Artur morduje pierwsze osoby, całkowicie odrzuca moralność, czy zasady. Staje się bohaterem złym, ale i tak go oglądamy, bo ciekawi nas do czego się posunie. Gdzie postawi granicę, której my nigdy nie odważylibyśmy się przejść. Co zrobi, gdy nie będą go wiązały żadne ograniczenia.

Moim zdaniem to jest właśnie klucz do tego, dlaczego villaini tak nas interesują: są całkiem inni niż my. Są aż tak źli, że aż fascynujący, bo zastanawia nas do czego jeszcze się posuną żeby dostać to, czego chcą. Uważam, że ludzkość jest z natury dobra i uczciwa, ale pociąga nas nowe i zabronione. To co nas zatrzymuje, dla villaina jest bez znaczenia.


Czy Suzanne Collins udało się stworzyć portret bohatera tak złego, że aż fascynującego?

W cały ten nurt wpisuje się oczywiście Ballada ptaków i węży, prequel Igrzysk Śmierci. Suzanne Collins wróciła z tą powieścią dziesięć lat po Kosogłosie i dlatego tak długo zwlekałam z przeczytaniem tej książki. Moje pokolenie kochało opowieść Katniss, gdy byliśmy nastolatkami, teraz jednak jesteśmy dorośli. Czy historia ze świata Panem może nas jeszcze interesować?


Okazuje się, że tak. Collins sprytnie sprawiła, iż najbardziej znienawidzony villain serii – Prezydent Snow – staje się głównym bohaterem. Jednakże nie daje nam go w pełni w władzy, ale Coriolanusa spotykamy pierwszy raz, gdy... jest biedny i głodny. Do tego jest zmartwiony, bo nie ma się w co ubrać na uroczyste rozpoczęcie Igrzysk. Zostało mu tylko nazwisko i blask dawnej chwały, bo wojna sprawiła, iż jego rodzina stała się biedna jak kościelne myszy. Snow musi jednak utrzymywać pozory, grać bogatego dzieciaka, którego nic nie rusza, choć w brzuchu ciągle mu burczy. Jedyną szansą na odmianę losu jest to, że zostanie mentorem, a jego trybut pokarze się w Igrzyskach.

Oczywiście nie może być tak łatwo. Nasz bohater otrzymuje pod opiekę dziewczynę z najbiedniejszego dystryktu. Nazywa się ona Lucy Gray.


I tak zaczyna się nasza historia. Sama w sobie jest bardzo przewidywalna. Nie zliczę ile razy autorka opisuje głód Snowa, porządek jego dnia, siedzenie i gapienie się w ekran, a potem – wybaczcie mi proszę – najnudniejsze Igrzyska jakie tylko widziałam. Może w filmie będzie to bardziej interesujące, ale na kartach powieści było to niezwykle nurzące.

Jednakże, dla mnie, same Igrzyska nigdy nie były najmocniejszą częścią tej serii. Ja kochałam Katniss i innych, świetnie zbudowanych bohaterów. Kochałam ich relacje, trzymałam kciuki żeby udało im się przetrwać. Portrety psychologiczne były dla mnie zawsze najważniejsze, a Collins potrafiła tak stworzyć swoich bohaterów, bym ich lubiła. I znów jej się to udało.

Nie zrozumcie mnie źle – Coriolanus jest okropnym człowiekiem. Zapatrzonym w siebie, wręcz egocentrycznym dupkiem, który grzeje się w blasku dawnej chwały. Manipulatorem, który poświęciłby wszystkich i wszystko by tylko dotrzeć do celu. A jednak jest w tym fascynujący, bo społeczeństwo zmusza go, by udawał normalnego człowieka. By wchodził w społeczne ramy i poruszał się w bardzo niebezpiecznym świecie. Potrzebuje akceptacji, dobrej woli, a czasem pójścia mu na rękę, ponieważ jego sytuacja materialna jest opłakana. Jak sobie radzi? Kłamie, manipuluje i słodzi, udając arystokratycznego młodzieńca. Ten aspekt jest właśnie najbardziej fascynujący. Bowiem autorka pozwala nam wniknąć do jego głowy i słodkie słówka kontrastuje z myślami bohatera.


Jakże on gardzi tym wszystkim! Jakże jest znudzony! Po prawdziwy wilk, który został zmuszony, by żyć jak owca.

Powiem Wam prawdę – czytałam tę książkę tylko dla niego. Chciałam zobaczyć upadek człowieka, jego całkowity moralny rozkład. Chciałam zrozumieć jak ten chłopak stał się Prezydentem Snowem. Uważam, że Collins udało się to wytłumaczyć. Pokazała niezbyt miłego dzieciaka, który został tak a nie inaczej ukształtowany, a wydarzenia z tej książki zrobiły z niego potwora. Co jednak ciekawe to długi proces, więc Corio ma też momenty, gdy jest ludzki – cieszy się, zakochuje się i załamuje. To ogromny plus tej książki, bo pokazuje, że nikt nie rodzi się potworem, tylko się nim staje. Snow, w innych okolicznościach, mógłby być po prostu zwykłym, dość inteligentnym dzieciakiem. Jednakże wojna, śmierć i głód popychają go do strasznych rzeczy. To go nie usprawiedliwia, ale pokazuje drogę bohatera do stania się niemoralnym.

Dzlaczego więc chcemy oglądać i czytać o villainach? Suzanne Collins pokazuje nam to w Balladzie. Buduje sylwetkę psychologiczną Prezydenta Snowa tak, aby był on postacią, w którą można uwierzyć. Której nie popieramy, ale po części rozumiemy. Bestię z ludzkimi odruchami. Uważam, że świetnie udało jej się stworzyć warunki, by Snow stał się tym, kim go poznaliśmy w Igrzyskach i wpisała się w kwitnący nurt produkcji o villainach.

Ciekawe czy filmowi uda się powtórzyć ten sukces...



----------------------------------------------------------------------


* Orestes Kowalski Wam to wytłumaczy: https://www.instagram.com/p/CsQ2hkTIZHW

** Maleficent, reż. Robert Stromberg, USA 2014.

*** Cruella, reż. Craig Gillespie, USA 2021.

**** Jocker, reż. Todd Philips, USA–Kanada 2019.

 
 
 

Comentários


  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Facebook
  • Instagram

©2019 by Bezkrytyczne Recenzje. Proudly created with Wix.com

bottom of page