top of page

Historia przemilczana, czyli Wierzyliśmy jak nikt Rebecci Makkai



Czy zastanowiło Was dlaczego akurat w czerwcu tyle marek zmienia swoje kolory na wzór tęczowej flagi, a ulicami miast przechodzą Marsze Równości? Dlaczego na półkach możemy zobaczyć napoje w tęczowych kolorach, a popularnym hasłem stało się „szczęśliwego geja”?

Otóż czerwiec to tz. Pride Month, czyli miesiąc dumy. Jest to akt upamiętnienia zamieszek w Stonewall. W skrócie:


We wczesnych godzinach porannych 28 czerwca 1969 roku policja dokonała rutynowego nalotu na gejowski bar "Stonewall Inn" w dzielnicy Greenwich Village na Dolnym Manhattanie w Nowym Jorku. Funkcjonariusze przepytywali klientów i pojedynczo wypuszczali na zewnątrz (tylko jeden z policjantów był w mundurze!). Ci, którym udało się wyjść zostali przed wejściem do baru gdzie skandowali "We want freedom, gay power". Zebrało się kilkaset osób, co następnego dnia przerodziło się w nawet 2 tysiące protestujących. W okolicy wybuchały pożary. Do rozpędzenia tłumu skierowano 400 policjantów. To wydarzenie do dziś pozostaje symbolem walki o wolność i równość. Protest w Stonewall był pierwszym wspólnym oporem mniejszości LGBT przeciwko sposobi traktowania ich przez rząd.*

To wydarzenie uznaje się za niezwykle istotne w historii osób queer. To wtedy społeczność zaczęła się organizować – powstały wiece „Gay power” oraz Gay Liberation Front. Od tamtego czasu osoby LGBT+ niestrudzenie walczą o swoje prawa.

Dlaczego w ogóle muszą o nie walczyć? W naszej kulturze otwarcie przyjmuje się, iż heteroseksualność jest tym bazowym, „normalnym” stanem rzeczy. To tak popularne rozumowanie, że przestało nas zastanawiać. Nikt przecież nie musi robić comming outu mówiąc: „Mamo, tato jestem hetero.” Taka osoba nie musi martwić się o reakcje bliskich, o to że zostanie pobita na ulicy lub wyrzucona z domu. Wpajana nam kultura odsuwa osoby queer na pobocze historii, a gdy próbują zaznaczać swoją obecność społeczeństwo uznaje to za „obnoszenie się” lub „przesadę”. Czy zawsze tak było?

Otóż nie! Jako że moja praca dyplomowa zahacza o historię homoseksualizmu to mogę Wam o tym opowiedzieć. W starożytnych Atenach państwowo tolerowano dwa rodzaje męsko–męskich kontaktów: prostytucję i pederastię. Ta pierwsza była nawet opodatkowana, ale takie działania wiązały się z publicznym ostracyzmem. Co innego pederastia – była to relacja erastesa (starszego, aktywnego partnera) oraz eromenosa (młodszego, pasywnego). Celem takiego układu było nauczanie młodszego mężczyzny, przygotowanie go do życia w społeczeństwie. Jednakże pederastia dopuszczała także kontakty seksualne, co było akceptowane społecznie. Nie był to układ idealny, a mężczyznom homoseksualnym nie żyło się bezproblemowo, ale taka forma relacji była legalna.**

Nie wiadomo jak rozwinęłaby się ta sytuacja, gdyby nie Średniowiecze. Z jakiegoś powodu nazywa się je przecież Wiekami Ciemnymi. Wiele rzeczy w tamtym okresie woła o pomstę do nieba, ale trzeba szczerze przyznać, że najbardziej namieszało Chrześcijaństwo. Kościół przekonywał, iż wszystko co związane w ciałem jest grzeszne, a seks ma się wiązać tylko z funkcją prokreacyjną. Homoerotyzm zaburzał binarny podział – stronę żeńską i męską – co było społecznie uznawane za nienaturalne. Osoby queer nazywano sodomitami, za działania homoseksualne czekała nawet kara śmerci (a przed nią tortury, bo jak inaczej nazwać przybicie za mosznę do mostu).*** Dalej było tylko gorzej – z dość liberalnym wiekiem XVII, ale za to z restrykcyjnym XVIII. Foucalt pisał wręcz o cenzurze mowy, religii i literatury.**** I tak oto, aż do dzisiejszych czasów osoby queer muszą walczyć o swoje prawa, bo zacofane społeczeństwo kieruje się XVIII-wiecznymi ideami.

Taki układ sprawia, iż historia homoerotyzmu jest regularnie cenzurowana lub przemilczana. Przykład? Proszę bardzo: mój ukochany Portret Doriana Graya autorstwa Oscara Wilde'a. Najpierw powieść została ocenzurowana, a później autor trafił do więzienia, gdzie ciężkie warunki skróciły jego życie. Inny przykład: ile queerowych postaci znacie z lektur szkolnych? Starszych mainstreamowych filmów? Z pierwszych stron gazet? Dziś jestem w stanie wymienić ich wiele, ale gdy dorastałam nie było wyraźnej reprezentacji osób LGBT+ w mediach. Romansów hetero było mnóstwo – od historycznych aż po antropomorficzne, ale nie mówiło się o tym, że istnieją też inne orientacje. Dlatego tak ważne jest to co dzieje się teraz w kulturze – powstaje mnóstwo powieści LGBT+ z różnorodną reprezentacją, filmy i seriale, w których każdy może się odnaleźć. Jednakże Rebecca Makkai poszła o krok dalej i opowiedziała o tym, o czym strach mówić.


Wierzyliśmy jak nikt to historia prowadzona dwutorowo. Pierwszy wątek opowiada o epidemii AIDS w latach 80. XX w Chicagowskiej społeczności gejowskiej. Głównym bohaterem jest tu Yale, młody dyrektor galerii sztuki, który walczy o to, by pozyskać niesamowitą kolekcję obrazów. Tymczasem jednak jego przyjaciele, jeden po drugim, zarażają się wirusem i powoli gasną w oczach.

Trzydzieści lat później Fiona, przyjaciółka Yale, przybywa do Paryża, by odnaleźć swoją córkę. To jednak nie jest jedyny powód jej wizyty – właśnie w tym mieście swoją wystawę przygotował mężczyzna, który widział epidemię na własne oczy i uwiecznił ją na zdjęciach oraz nagraniach. Po tak wielu latach Fiona będzie mogła w końcu pożegnać się z tymi, którzy odeszli.

Uważam, że najbardziej zajmująca jest ta pierwsza linia fabuły. Czytelnik zostaje wrzucony w kolorowy świat chicagowskiej społeczności pełnej imprez, zabawy i alkoholu. Jednak od pierwszej sceny nad bohaterami wisi cień – AIDS zaczyna zbierać krwawe żniwo. Spotykają się na pogrzebie, jednym z tak wielu, ale oni jeszcze o tym nie wiedzą. Starają się śmiać i bawić mimo tragedii, żyć normalnie w tym nienormalnym świecie. Autorka pokazuje nam zarówno przeszłość – tą kolorową, wyzwalającą, młodzieńczą – jak i świat podczas zarazy, gdzie każdy powoli odsuwa się od siebie. Gdzie trzeba się zastanawiać czy można dotknąć drugą osobę. Gdzie trzeba patrzeć na straszną śmierć najbliższych. Niesamowity warsztat autorki i doskonały realizm, który udało jej się wykreować sprawia, iż czytelnik zanurza się w ten piękny świat wolności, by chwilę później zatonąć w miejscu przerażającym i niebezpiecznym.

Rebecca Makkai na końcu książki dziękuje osobom, które podzieliły się swoimi historiami oraz pomogły jej w pisaniu książki. Uważam jednak, że autorka wykonała ogrom pracy, wielki reasearch oraz dodała do tego mnóstwo wyczucia smaku. Cały świat wykreowany jest tak, że się w niego wierzy, a postaci mówią realistycznym, wiarygodnym językiem. Autorka zaznacza, iż bohaterowie nie są wzorowani na prawdziwych ludziach, ale mogłabym uwierzyć, że tak nie jest. Że Yale, Charlie i Fiona chodzili tamtymi ulicami, że śmiali się i kochali tak samo jak my wszyscy. Każda postać jest tu świetnie oddana, ma własny charakter, swoje motywacje i demony. Uważam, że to już jest wystarczający powód, by przeczytać tę książkę. Ale jest jeszcze ważniejszy – epidemia AIDS. Straszny wirus, który zdziesiątkował gejowską społeczność, wirus, którego nie znano i bano się go jak ognia. Oczami Yale'a widzimy jak społeczeństwo reagowało na tę chorobę („należało im się”) oraz jak nieporadna była służba zdrowia (mężczyźni z początku prawie nie byli leczeni, byli odsyłani do domów, by tam umierać, a pielęgniarki wielokrotnie okazywały im obrzydzenie).


To bardzo ważny aspekt tej książki – jeżeli pozwolimy na to, by jakaś grupa społeczna była zepchnięta na margines to nie otrzyma ona należnej pomocy w sytuacji kryzysowej.

Społeczeństwo wciąż powinno się uczyć, że LGBT+ to nie jest ideologia to ludzie. Nie powinniśmy nigdy więcej pozwolić, by osoby queerowe pozostały same w tak strasznym momencie.

Ignacy Karpowicz twierdzi, iż ta książka to: „Zaskakująco intymna, dowcipna i czuła powieść o nienawiści i miłości w czasach zarazy”*****. Moją uwagę przykuło sformułowanie „czasy zarazy”. Od razu skojarzyło mi się z powieścią o podobnym tytule (Miłość w czasach zarazy G.G. Márquez'a), ale też z pandemią Covid'a. Wierzyliśmy jak nikt zostało wydane w 2018 roku, więc nikt jeszcze nie wiedział o pandemii, ale zachowania, uczucia i emocje bohaterów świetnie oddają stan, w którym znalazł się cały świat na początku 2020 roku. Widzę w tej książce to samo zagubienie, odpychanie od siebie prawdy i próbę życia po staremu. A później dwie skrajne postawy – hedonizm, bo przecież i tak umrzemy albo pedanterię, bo może los mnie oszczędzi. Na końcu zostaje tylko samotność i izolacja. Rebecca Makkai doskonale oddała pandemiczne nastroje, świetnie ukazała skrajne postawy wobec tak strasznego zagrożenia. I to kolejny powód, dla którego warto pochylić się nad jej powieścią.

Druga linia czasowa, ta osadzona we współczesności, jest mniej angażująca. Nie znajdziemy w niej tyle znaczeń, tak ważnych przekazów. Osobiście uważam, że najważniejszą jej funkcją jest pokazanie jak taka epidemia wpływa na ludzi długofalowo. Fiona, mimo tego, że minęło 30 lat, nie otrząsnęła się z bólu i szoku. Żyje przeszłością goniąc za cieniami. Wiele rzeczy w jej życiu się nie udało, wiele przegrała, a większość z jej przyjaciół żyje tylko we wspomnieniach. Ten element książki był niezwykle przykry, ale potrzebny, by ukazać perspektywę czasu i zamknąć niektóre wątki.

Bardzo istotne są też dwie wystawy – ta organizowana przez Yale'a oraz przez Richarda, który sfotografował epidemię. Te dwie wystawy idealnie domykają powieść i stanowią świetną klamrę. Sama autorka doskonale zna ten temat (pracuje na wydziale sztuk pięknych w Sierra Newada College na Uniwersytecie Northwestern), więc wszystko co związane z malarstwem potrafi przekazać niezwykle interesująco. Wątek obrazów, które ma otrzymać Yale, dodaje tej historii mnóstwo romantyzmu, zabiera nas w świat artystycznej bohemy Paryża i opowiada historię o uczuciu, które przetrwało do końca. Zaś druga wystawa, zdjęcia z czasów chicagowskiej epidemii, to powrót do przeszłości, niezwykła i wzruszająca kapsuła czasu.

Wierzyliśmy jak nikt to ważna, potrzebna powieść. Porusza temat zwykle pomijany – epidemię AIDS w latach 80. – i robi to z szacunkiem dla tych, którzy przeszli przez to piekło. Jest realistyczna, napisana świetnie warsztatowo, niezwykle wciągająca i wielowątkowa. Uważam, że powinno powstawać więcej takich powieści, by popularyzować długą i złożoną historię osób queerowych. By społeczeństwo zrozumiało, że każdy z nas jest tylko (i aż) człowiekiem




_________________________



** S. Jakóbik, Kryminalizacja kontaktów seksualnych w starożytnych Atenach [w:] „Problemy nauk społecznych, humanistycznych, ekonomicznych: konteksty i wyzwania”, Wrocław 2017.


***K.Świerczyński, Vademecum historii średniowiecznej seksualności: (Ruth Mazo Karras, Sexuality in Medieval Europe. Doing unto others, Rutledge, New York – London 2005, s. 200) [w:] „Przegląd historyczny” 2007, nr 3.

****Zob. M. Foucalt, Historia seksualności, przeł. B. Banasiak, T. Komendant, K. Matuszewski, Warszawa 1995.


***** Cytat z pierwszej strony okładki.

 
 
 

Comments


  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Facebook
  • Instagram

©2019 by Bezkrytyczne Recenzje. Proudly created with Wix.com

bottom of page