Buntownik z wyboru (Good Will Hunting) czyli filmowa terapia w najlepszej odsłonie
- Ola Paradowska
- 25 lip 2022
- 4 minut(y) czytania

Czy zastanawialiście się kiedyś co to znaczy ''dobry film''? Jedni użyją tego określenia w stosunku do filmów Marvela, inni – do niezależnego kina Indyjskiego. Ale nie o to pytam. Chodzi mi o te filmy, po których obejrzeniu wszyscy na chwilę milkną. Wychodzą w ciszy z sali kinowej i, nawet jeżeli to totalnie nie ich klimaty, podsumowują słowami ''to było dobre''. Chodzi o te dzieła, które stają się kultowe, są puszczane w telewizji kilkanaście razy w roku, a znawcy w rozmowach mówią: ''O, jak w tej scenie z...'' i doskonale się rozumieją.
Dla mnie ''dobre filmy'' to te, które mają w sobie ogromne serce. Ich twórcy usiedli przy białym ekranie worda mając coś do przekazania światu. Coś co świat musiał ujrzeć, bo to było tak ważne i potrzebne. Dzięki swoim umiejętnościom, dobrej grze aktorskiej, muzyce i tym podobne, ubierają swoją ideę w obrazy. Ale ta przewodnia myśl jest cały czas widoczna, głęboko wszyta w strukturę filmu, tak, że widz cały czas ją czuje. I właśnie dzięki temu może wyjść z kina i, sam nawet nie wiedząc czemu, pomyśleć: ''to był dobry film''.
Dlatego też nie chcę poświęcić tego wpisu na typową recenzję. Tak, ''Buntownik z wyboru'' to świetny film. Polecam. Powinniście go zobaczyć. Ale nie dlatego, że aktorzy świetnie grają (chociaż grają), muzyka jest dobra, a kadry ciekawe. Moim zdaniem powinniście zobaczyć ten film dla jego przesłania.
Dzieło Gusa Van Santa opowiada o tytułowym Willu Huntingu. Chłopak ten pochodni z niższej warstwy społecznej. Za dnia sprząta na Uniwersytecie lub pracuje na budowie, wieczorami pije z kolegami i czasem popełnia różne wykroczenia. Jednak Will jest też matematycznym geniuszem z fotograficzną pamięcią. Do tego kocha czytać i ma rozległą wiedzę na przeróżne tematy.
Ciekawe połączenie, prawda? Od razu nasuwają się pewne myśli – skoro jest geniuszem to dlaczego nie znajdzie pracy odpowiedniej do jego kompetencji? Czemu marnuje swój czas na popijawy z kolegami i bójki?
Właśnie. I tu film chce nam wytłumaczyć pierwszą rzecz.
Willowi ktoś kiedyś wmówił, że jest do niczego. Że jest głupi, mały, nikomu niepotrzebny. Że nic nie osiągnie. Taki komunikat wysłali mu rodzice opuszczając go, tak zapewne mówił mu agresywny ojczym. A dziecko wierzy w to co powiedzą mu dorośli. Te myśli i słowa zapisują się w jego mózgu krwawymi literami.
''1. Nie jesteś wystarczający, 2. Byłeś, jesteś i będziesz nikim., 3. Nie warto próbować, bo porażka sprawi, że będziesz jeszcze mocniej cierpiał.''– to początek jego dekalogu.
Film pokazuje nam jak powoli odwraca się takie myślenie.
To długi i ciężki proces. Will wykształcił w sobie mechanizmy obronne, które sprawiają, że nikt nie może go zranić. Ale te same mechanizmy sprawiają też, że nikt nie może z nim tak naprawdę być.
''Można przeżyć całe życie i nikogo tak naprawdę nie poznać.'' – mówi terapeuta naszego bohatera, tej roli genialny Robin Williams.
Will jest butny, samolubny, pewny siebie, ale to tylko maskuje jego ból, cierpienie i głęboką samotność.
Buntownik z wyboru to tak naprawdę historia o przełamywaniu tych mechanizmów obronnych. O daniu kolejnej szansy światu i ludziom, choć ranili nas już tak wiele razy.
Dwie sceny z tego filmu najmocniej zapadły mi w pamięć. Nie są to duże spojlery, ale jeżeli nie chcecie ich znać to nie czytajcie dalej.
Will dzwoni do Skaylar, swojej dziewczyny. Ona, drżącym głosem mówi do niego: ''Kocham Cię''. To szczere, piękne wyznanie, ale delikatne i kruche niczym pąk kwiatu. Dziewczyna boi się odrzucenia, stresuje, ale odważa się na ten krok, bo ma nadzieję. Co robi Will? Widzimy jak przez jego twarz przetacza się przelotny uśmiech. W pierwszej sekundzie cieszy się, bo jak każdy człowiek na świecie chce być kochany. Jednak po chwili ten uśmiech gaśnie i widzimy łzy w oczach chłopaka. Nerwowy grymas jakby chciał coś powiedzieć, ale nie mógł. Chciałby jej odpowiedzieć tym samym, ale się boi. Boi się kolejnego odrzucenia, bólu i straty. Jest głodny miłości, ale tylko to zna. Gdyby dostał jej kawałek, a potem znów stracił ból byłby nie do zniesienia.
Dlatego Will nie może odpowiedzieć Skaylar i szybko kończy rozmowę. Ale tak naprawdę chłopak potrzebował tego wyznania. Potrzebował czasu, miłości i czułości. Traktowania innego niż to, które znał. Dzięki temu może odżyć w nim ta część, która umierała z głodu.
Druga scena jest jeszcze mocniejsza. Will i jego terapeuta zaprzyjaźniają się w prawdziwie synowsko-ojcowskiej relacji. Gdy chłopak przychodzi na kolejną sesję widzi w rękach Seana teczkę. Wie, że to teczka jego dawnych spraw sądowych. Przez chwilę cofamy się do przeszłości obu mężczyzn. Obaj byli bici przez sadystycznych ojców. Obaj bardzo szybko zwątpili w świat i musieli dorosnąć. Obaj cierpieli w milczeniu aż do tej pory. I wtedy Robin Williams mówi: ''To nie była Twoja wina.'' Te słowa na początku nie trafiają do młodego chłopca. ''Wiem''- odpowiada od niechcenia. Ale Sean powtarza to jeszcze wiele razy. Za każdym razem chłopak reaguje trochę inaczej. Od zdziwienia po irytację i złość.
Aż w jednym momencie złość przeradza się w zrozumienie. Will patrzy na terapeutę jakby po raz pierwszy zdał sobie sprawę, że te słowa są prawdą. Tak, to nie była jego wina. To nie on zawinił. Był ofiarą sadysty, ale teraz jest już dorosły i musi nauczyć się z tym żyć.
Wybucha płaczem i przytula się do Seana.
Buntownik z wyboru uczy nas, że słowa mają terapeutyczną moc. Czasem po prostu musimy coś usłyszeć. Coś co uwolni nas od skrywanego od dawna bólu.
Uczy też, że ludzie są jak kwiaty. Gdy są zaniedbywani i zdani sami na siebie, usychają, powoli niszczeją. Ale gdy się o nie dba i regularnie podlewa, wzrastają i realizują swój potencjał.
Comments