top of page

Okrutnie prawdziwy, niezwykle wciągający- ''Błękit'' Maji Lunde

Zaktualizowano: 12 lis 2022


ree

Są różne powieści. Jedne opowiadają wyłącznie historię wymyśloną przez autora. Inne przemycają wątki biograficzne czy prawdziwe osoby. Kolejne zaś to fikcja, ale tak głęboko dotykająca naszego życia, że mogłyby stać się prawdziwą historią. W Błękicie mamy do czynienia z tym ostatnim.


Powieść ta została wydana w 2017 roku i bardzo szybko zrobiło się o niej głośno. Na okładce mojego wydania można przeczytać opinię Dagesa Naeringsliv'a ''Swoją pierwszą książką Maja Lunde podbiła świat. Drugą zrobiła to ponownie''. Ciężko się z tym nie zgodzić.


Historia przedstawiona w powieści skupia się na wodzie. Towarzyszymy dwóm bohaterom w ich liniach czasowych- Signe w 2017 roku i Davidowi w 2041. Signe jest aktywistką środowiskową. Swoją łodzią dobija do brzegu Norwegii, gdzie się wychowywała. Wspomina młodzieńcze lata, swoją rodzinę i pierwsze zakochanie. A także lodowiec i rzekę, którą kochała, a teraz pozostały po niej tylko wspomnienia. W końcu wyrusza w ponowny rejs, by spotkać się z kimś ważnym, a wiezie ze sobą nietypowy ładunek.

David jest zaś uchodźcą klimatycznym. Razem z malutką córeczką musiał uciekać z miasta wykończonego suszą. Teraz poszukuje swojej żony i synka, wciąż walcząc z brakiem wody. Pewnego dnia odnajduje opuszczoną żaglówkę w głębi ogrodu i to zmienia jego życie.


Nie lubicie powieści o poruszających takie tematy? A kto lubi! To przecież dotyczy nas wszystkich. Planeta umiera, powietrze jest coraz bardziej zanieczyszczone, lodowce topnieją, a globalne ocieplenie jest faktem. To makabryczne, gdy pomyśleć o tym dłużej.

I dlatego książki Lunde są tak potrzebne.

Ta powieść nie ma być przyjemna, ma być prawdopodobna. Dzięki fabularyzowanej historii możemy lepiej i prościej wczuć się w sytuację, która (powtarzam) dotyczy każdego z nas. Nie dość, że Maja Lunde poruszyła niesamowicie ważny temat to zrobiła to w zaskakująco dobry sposób. Postaci nie są tu marionetkami do ukazania problemu, a żywymi ludźmi. Mają swoje uczucia, plany, marzenia i charaktery. Signe i David to tak różni ludzie, a jednak można ich zrozumieć, doskonale się utożsamić. (Miejmy nadzieję, że nigdy nie będziemy musieli przeżywać tego samego co oni.) Niespieszna, emocjonalna narracja kobiety sprawia, że wielokrotnie przepadałam w lekturze. A David, taki młody i samotny, sprawiał, że nie mogłam spokojnie oddychać. Ich wzajemne połączenie pod koniec powieści, metaforyczne przekazanie wody i sam koniec mogą doprowadzić do łez. I chyba powinny.

Najpierw do łez, później do złości i działania.


Ta lektura zostawia w człowieku jakiś ślad, wyraźny odcisk. I tak powinno być! Woda bowiem, która gra tu główne skrzypce, jest nam wszystkim niezbędna. Jej ciągłe ubywanie i pustynnienie kolejnych terenów to fakt. Mierząc się z tym dostajemy powieść okrutnie prawdziwą, przerażająco wręcz trafną. Możemy tylko śledzić Signe, która stara się coś zmienić i Davida, który już nic zrobić nie może. Poza ucieczką oczywiście. A data 2041 nie jest przecież tak odległa. To mnie przeraża, ale w ten dobry sposób. Chcę coś zrobić, przyczynić się do naprawy sytuacji. Abym nigdy nie znalazła się na ich miejscu.

I chyba o to chodzi w tej powieści.





 
 
 

Commentaires


  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Facebook
  • Instagram

©2019 by Bezkrytyczne Recenzje. Proudly created with Wix.com

bottom of page