Nie martw się, Setsuko. Najesz się do syta. Już nigdy więcej cię nie opuszczę. Obiecuję.
- Ola Paradowska
- 14 lis 2020
- 3 minut(y) czytania
Są takie tematy, które, nieważne ile razy poruszane, nadal wywołują emocje, nadal uderzają w odpowiednią strunę duszy i zostają w pamięci. Takim tematem jest zawsze wojna- zła, okrutna, krzywdząca, gdzie nie ma wygranych, a jedynie Ci, którym udało się przeżyć. Reżyserowie, pisarze czy muzycy napisali i nadal piszą swoje historie, tak różne, a jednak z jednym morałem.
Żadna z nich nie poruszyła mnie tak jak ta.

''Grobowiec Świetlików'' to film animowany studia Ghibili. Opowiada on historię 14-letniego chłopca i jego siostry, którzy, zdani tylko na siebie, próbują przeżyć w ogarniętej wojną Japonii. Dzieci muszą radzić sobie nie tylko z ciągłymi nalotami i niepewnością, ale też okrutnym głodem, ludzką znieczulicą i samotnością. To historia prosta i jej klamrowa budowa zapowiada dalszy bieg akcji, nie znaczy to jednak, że jej emocjonalny odbiór zmniejsza się. Absolutnie nie. W ''Grobowcu Świetlików'' autorzy ukazali wszystko- od scen brutalnych, których próżno szukać w innych tego typu animacjach, do pięknych, wesołych obrazków, które na długo zapadają w pamięć. Nikt nie musi przekonywać widza, czy go naprowadzać jakie emocje powinien odczuwać. To się po prostu wie i biernie uczestniczy w tej historii obserwując piękne i straszne sceny zaszklonymi oczami.

Na pierwszy plan wysuwa się tu oczywiście wojna. I to wojna od tej strony, od której powinna być pokazywana- jako tragedia ludności cywilnej. Rodzeństwo wiodło bowiem szczęśliwe życie, aż ktoś ''na górze'' nie zadecydował, że teraz czas cierpieć. Że, przy każdym odgłosie syren, należy biec, zostawiając za sobą dom, nie wiedząc, czy będzie tam, gdy się wróci. Że trzeba siedzieć godzinami w schronach, kuląc się przy każdym wybuchu. Że dwójka osieroconych dzieci nie wzbudza już niczyjej litości, tylko gniew, bo dorośli napatrzyli się już na tyle okropności, że nic nie jest w stanie poruszyć ich lodowatych serc. Że bieda i głód spowodują iż jedynym rozwiązaniem będzie powolne umieranie.
Jest to więc historia antywojenna i to w najlepszym wydaniu. Twórcy nie uciekali od scen brutalnych, przerażających, ale nie przekroczyli też pewnej granicy. To nie jest film odrażający czy paskudny. Powiedziałabym raczej, że mnie przeraził- bo jeden człowiek potrafi zgotować taki los drugiemu. I tak od zawsze na zawsze.

Oprócz głównego wątku wojny jest też jeszcze jeden, nie mniej ważny- wątek miłości. I to miłości nie poruszanej tak często, bo miłości brata do siostry. Nigdy chyba nie widziałam tak pięknie zbudowanej relacji w tak krótkim czasie. Chylę czoła przed Isao Takahata, który doskonale zbudował więzy między tą dwójką rodzeństwa. Seita, chłopiec, jest niezwykle dojrzały i odpowiedzialny. W każdym jego geście i słowie widać troskę o siostrę, determinację i chęć przeżycia. Życie dało mu ciężką szkołę dorastania, a, mimo to, nie załamuje się, potrafiąc nadal uśmiechać. Nie jest jednak maszyną i jego emocje, tak pięknie ukazane, czasem wypływają na wierzch. I to boli tym bardziej, że widz wie jak ta historia musi się zakończyć.
A jego siostra, Setsuko? Z początku jest to tylko mała dziewczynka, taka, jaką przedstawia się w wielu innych japońskich produkcjach. W czasie trwania filmu, jednak, starała się jak mogła, by pomóc bratu, wzbudzać jego uśmiech i zajmować domem. Jej entuzjazm, uroczy charakter, sprawiły, że ostatnie sceny z jej udziałem łamią serce.
I, gdy w mojej głowie pojawiają się teraz poszczególne sceny, to boli. Boli, bo powinno boleć. Bo żadne dziecko ani dorosły nie powinien tak cierpieć. Nie powinien żyć w bezsensie wojny i jego późniejszym cieniu. Nie powinien umierać w taki sposób.
Ale, niestety, tak było i tak będzie. A we mnie długo jeszcze będzie żyć historia tej dwójki dzieci z wojennej Japonii.
Comments