top of page

Każdy dźwięk dręczy i upaja!- ''Amadeusz'' recenzja filmu




Każdy zna imię i nazwisko Wolfgang Amadeus Mozart. Ten sławny kompozytor zapisał się już na zawsze w historii muzyki. Czy jednak ktoś z Was słyszał o Antonio Salierim? I czy wiecie, że kontakt tych dwojga doprowadził do straszliwych konsekwencji dla młodego Amadeusza?

Przynajmniej w filmie, o którym mamy dziś mówić. W rzeczywistości było trochę inaczej (czego łatwo możemy się dowiedzieć z historii), ale ukryjmy ten fakt pod całunem milczenia. To nie jest film biograficzny, więc nie musi trzymać się ściśle prawdy.


Wejdźmy więc w fabułę tego dzieła. Wyobraź sobie, że pewnego dnia zapałałeś do czegoś ogromną miłością. Miłością tak głęboką i żarliwą, że codziennie modliłeś się, by to osiągnąć. Obiecałeś Bogu, że poświęcisz całe życie, by to osiągnąć. I wtedy właśnie dostajesz swoją szansę. W jednej chwili marzenie staje na wyciągnięcie dłoni.

Tak właśnie było w przypadku Salieriego. Mężczyzna zaczął pisać muzykę i komponować opery w pięknym Wiedniu. Doceniają go wszyscy, urzęduje na dworze samego Cesarza. Poświęca cały czas swojej muzyce i zdaje się, że nic ani nikt nie jest godny się z nim równać.

Oczywiście ktoś taki musi się pojawić. To Mozart, zaledwie dwudziestosześcioletni młokos, a już znany ze swoich osiągnięć. Ten Mozart, który grał już w wieku czterech lat, który zachwyca tłumy, ale też jest nieokrzesany, nie umie się zachować, ma największe ego w całym towarzystwie i uwielbia imprezować. I, niestety dla Salieriego, to ten sam Mozart, który z łatwością go przerasta.


Mężczyźni tworzą doskonały kontrast. Są tak kompletnie inni, że ciężko mi wyobrazić sobie bardziej różnych ludzi. Jednak to właśnie sprawia, że ich relację tak świetnie się ogląda. Nie spotykają się często, ale Salieri ogląda każdy ruch młodego kompozytora. Jest zawsze gdzieś za rogiem i wypatruje. Co sprawia, że to tak mięsiste, tak fascyjnujące?

A to, że Antonio czuje nie tylko nienawiść, ale i uwielbienie. Te dwa uczucia łączą się w nim i szaleje z wściekłości, że ktoś inny został obdarzony tak wspaniałym talentem, tak doskonałą muzyką. ''Każdy dźwięk dręczy i upaja!''- świetnie oddaje tą relację.

Ten doskonały kompozytor nie może się pogodzić z swoją przegraną. Widzimy jak ten oddany wierze człowiek odwraca się od Stwórcy. W swoim przeciwniku widzi szydzącego Boga. W jego głowie pojawia się szalony plan.


Musi zabić Mozarta.


Och, dawno nie widziałam takiego konfliktu. To coś ogromnego, wojna dwóch genialnych umysłów, tak różnych jak noc i dzień. To coś większego niż życie! Wszystkie te uczucia przelane w pewny siebie, ale często rozedrgany głos z offu, w miny aktora, w jego gesty– to najlepsze starcie jakie oglądałam w jakimkolwiek filmie. Superbohaterowie czy inni mogą się przy tym schować i nie wychodzić. Oto film bez jednej sceny walki wręcz, który spojrzeniami i półgestem robi więcej niż najbardziej efektywne efekty specialne.


A skoro o tym konflikcie mowa to oczywiście jest to zasługa aktorów. Tak, scenarzyści i reżyser też to doskonale rozpisali, ale to aktorzy dźwigają na swoich ramionach ciężar całej tej historii. Wszyscy oni są niezwykli, naprawdę, nie widziałam jednego słabego. A dwóch głównych to klasa sama w sobie. Każdy ruch, gest, cała mimika świetnie portretują każdego z nich.

Spójrzcie tylko na twarz Salieriego, w tej roli (...). Przecież widać na pierwszy rzut oka jakim je


st człowiekiem. Spójrzcie na to oceniające spojrzenie, które kryje w sobie jakąś emocjonalność, jakąś głęboką wrażliwość. Na zmarszczki człowieka poświęconego pracy. Na schludność geniusza- idealisty, który panuje nad każdą nutą. Przesadzam? Nie sądzę. On to po prostu doskonale zagrał, jakby właśnie do takiej roli został stworzony.



Młody Wolfgang wcale nie jest od niego gorszy. Wyciągnięcie (przepraszam za określenie) ''kija z dupy'' tej postaci było świetnym zabiegiem. Bo kto by pomyślał, że ten Mozart z poważną twarzą i śmieszną peruką, tak naprawdę był bardzo kochliwy, uwielbiał ostro zakrapiane imprezy i śmiał się w głośny, rechotliwy sposób? A z drugiej strony bał się ojca, uważał za najlepszego na świecie, całe dni pracował i pisał utwory, które Salieri uznawał za głos samego Stwórcy.


Czy trzeba wspominać, że w takim filmie muzyka jest doskonała? Jest. Po prostu jest. Nie trzeba być znawcą (ja nim na pewno nie jestem) żeby pojąć od razu kunszt jej dobrania i wykonania. Włączcie ten film na cały głośnik, nikt nie będzie mógł Wam zwrócić uwagi, Wy mali intelektualiści (za zniszczone relacje z sąsiadami nie odpowiadam).


Takich filmów się już nie kręci. Trzy bite godziny piękna w każdej postaci każdego może zwalić z nóg. Bo, nie dość, że jest świetnie zagrany, ma doskonałą muzykę, to jeszcze doskonale oddano scenografię, stroje i każdy najmniejszy szczegół. Oj nie żałujcie ''Amadeuszowi'' i puście go sobie na jak najlepszym sprzęcie. Odpłaci Wam się potokami złota, przepychem jaki istniał tylko w tamtych czasach, niesamowitymi strojami, takim dopracowaniem detali, że wyskoczycie z kapci. Wszystko tak doskonale oddaje epokę, można tylko siąść i podziwiać.


A sam kunszt filmowy? Także w punkt. Na ten film wydano szalone pieniądze i to po prostu widać. Spływa przepychem w każdej możliwej formie. Jednak ten przepych nie zasłania najważniejszego- treści, która lśni tutaj jak najjaśniejsza gwiazda.


To doskonały film na każdym możliwym poziomie. Może zmęczyć, może momentami nudzić, bo trwa aż trzy godziny. Ale czym są trzy godziny w porównaniu do tej historii! W niej właśnie o to chodzi, że nie ma wyścigów i wybuchów. To walka dwóch geniuszy na ich muzykę.

Nam pozostaje tylko ich oglądać i ''w uniesieniu krzyczeć i płakać''.




(Cytat w tytule zaczerpnięty z tego utworu. Idealnie oddaje tą historię).














 
 
 

Comments


  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Facebook
  • Instagram

©2019 by Bezkrytyczne Recenzje. Proudly created with Wix.com

bottom of page