Etyka a to, co jemy Peter Singer, Jim Mason - to książka dla każdego?...
- Ola Paradowska
- 14 wrz 2019
- 6 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 1 sie 2023
„Co tak naprawdę wiemy o produktach, które zjadamy?
W sklepach spożywczych wybieramy kuszące wyglądem towary, nie myśląc o ich pochodzeniu. Nie znamy zatem przerażającej strony procesu ich produkcji, ukrytej pod płaszczykiem eleganckich sklepowych opakowań. Własnymi pieniędzmi napędzamy działania, których świadomie byśmy nie poparli.
Tą ponurą prawdę odsłaniają Peter Singer, jeden z największych autorytetów współczesnej filozofii i Jim Mason, pisarz i prawnik wyczulony na problemy środowiska naturalnego. Wyruszają w szokującą, choć pouczającą podróż przez tajemnice, które producenci żywności wolą przemilczeć.
Tak docierają do pytania: jak kupować i jeść etycznie?”

Jeszcze pół roku temu nie sięgnęłabym po tą pozycję. Widząc ją na bibliotecznej półce przeleciałabym wzrokiem dalej, po kilku sekundach zapominając. Nawet gdybym, jakimś dziwnym trafem, zaczęła ją oglądać, nie przeczytałabym jej.
Dość nadmuchany tytuł (etyka kojarzyła mi się z myślicielami Greckimi, a nie czymś dotyczącym mnie), grubość (ok. 500 stron) i okładka, przerażająca i odrzucająca, przywodziły mi na myśl fanatyka-weganina, który mięso nazywa ”martwymi ciałami zwierząt”, a ich zjadaczy ”mordercami”. Nie chciałam by ktoś narzucał mi swój punkt widzenia na siłę, skoro nie widziałam niczego złego w jedzeniu mięsa.
Wtedy jednak odkryłam Orestesa z kanału Everyday Hero. Ten inteligentny, ciekawy facet podchodzi do człowieka ze spokojem i szacunkiem. W swoich filmach ukazuje tak wielkie pokłady empatii, logicznego rozumowania i oratorskiego talentu, że do mnie przemówił. I zaczęłam interesować się tym, co tak naprawdę jem.
Teraz nazywam siebie wegetarianką. I w przeszłości bardzo się myliłam.
Myślę, że wszystkie zabiegi, które kiedyś odrzuciłyby mnie od tej książki, są celowe. Tego nie można było nazwać inaczej; Etyka a to, co jemy to wyjątkowo trafny tytuł, bo to właśnie jest rdzeniem wszelkich zawartych w dziele rozważań. Grubość, nie jest wcale powalająca, bo ciekawy styl i nadanie pewnej ciągłości akcji sprawia, że czytało mi się to jak powieść fabularną. A okładka? W punkt – ukazuje właśnie to co jest w książce. Może to przemyślany zabieg, a może zwykła szczerość z czytelnikiem – dostaniesz dokładnie to co widzisz.
Rozważania podzielone są na trzy główne części:

To na pewno najbardziej wstrząsająca i szokująca część, choć tak się nie zapowiada. Po spokojnym wstępie i wyjaśnieniu idei projektu przechodzimy do szczegółowego opisu dnia z życia pewnej rodziny. Jake Hillard i Lee Nierstheimer mieszkają w małym mieście w Ameryce i odżywiają się jak ”typowi amerykanie„ tz. szybko, tanio i tłusto. Z początku nie rozumiałam dlaczego aż tak szczegółowo opisuje się nam poszczególne fragmenty ich życia. Chciałam mięsa (nie dosłownie, oczywiście), mocnych opisów i podanych, sprawdzonych rozwiązań. Szybko jednak zrozumiałam czemu ma służyć ten zabieg.
Wybory żywieniowe bohaterów są stopniowo rozkładane na czynniki pierwsze.
Autorzy docierają do miejsc hodowli przemysłowej i opisują warunki panujące tam. Opisują wielkie hangary, w których mieści się zatrważająca ilość świń, które nie są się w stanie nawet obrócić. Kury, w klatkach o powierzchni kartki A4. Krowy, specjalnie zapładniane i cielęta odbierane im tuż po porodzie. Smród tak mocny, we wszystkich tych miejscach, że człowiek nie może wytrzymać bez maseczki, a zwierzęta spędzają tam całe życie.
Tak. Opisy są szokujące i dokładne (choć te drastyczne mają na początku ostrzeżenie i są wyróżnione innym kolorem). Czy to przesada? Fanatyczny weganizm? Obciążanie winą?
Nie. To realia.
Jeżeli nie wiesz, nie widzisz problemu. To jednak nie znaczy, że on zniknie. Porzekadło mówi: „nieznajomość prawa nie zwalnia z jego przestrzegania” i tak samo jest z problemami hodowli przemysłowej.
Autorzy jednak nie próbują na nikogo zrzucić winy. Nacechowanie emocjonalne jest, ale to wręcz wymagane, przy takim temacie. Formy jak ”są wkładane„ czy ”są trzymane„ nie skupiają uwagi na człowieku, dla którego to często jest po prostu praca, ale na cierpieniu zwierząt, które to jest głównym tematem etycznych rozważań. Autorzy są do tego stopnia oddani sprawie, że wszędzie gdzie mogą jadą osobiście – nawet na jeden dzień zostają inseminatorami indyków (pozyskują ich spermę do rozrodu). Widać, że cierpienie zwierząt wywołuje w nich ogromne emocje, a jednak tekst pozostaje merytoryczny i uwypukla rzeczy najważniejsze.
Nie są to jednak tylko spostrzeżenia autorów. Odnośniki do badań, statystyk i realnych wypowiedzi pokrywają dół praktycznie każdej strony.
Choć wiedziałam już co nieco na ten temat, ta część kompletnie wybiła mnie z równowagi. Nie była krzykiem fanatyków, tylko otwarciem drzwi do ubojni i ukazaniem mi ogromu sprawy, a także mojej roli w całym tym cyklu. Ta część po prostu nie mogła być inna, choć dla niektórych może być nie tylko kubłem zimnej wody, ale wręcz hipotermią.
Czasem jednak to jest potrzebne, by zrozumieć.

To część słodko-kwaśna; połączenie pierwszej z trzecią. Jim Motavalle i Mary Ann Masarech mieszkają w Firafield i zostają nazwani ”moralnymi wszystkożercami”. Produkty, które kupują mają dobre składy, certyfikaty humanitarnego traktowania zwierząt, przykładają też dużą wagę do tego by kupować lokalnie od znanych sprzedawców.
Takie wybory konsumenckie mają swoje jasne i ciemne strony.
Autorzy książki znów wybierają się do miejsc, skąd pochodzą kupowane przez rodzinę produkty. Realia są różne np. świnie są trzymane w dobrych warunkach; wolno im budować kojce z gałązek, które wykorzystują do porodu, wolno biegać po wielkich polach, za to w innej fermie kury przetrzymywane są od miesięcy w nie lepszych od przemysłowych warunkach (z powodu choroby przenoszonej przez dzikie ptaki, których nie da się wyeliminować z otoczenia). Etykieta etykiecie nierówna, warto też pamiętać, że surowe wymogi nie muszą być wcale utrzymywane po wyjściu wizytatorów.
Nie oznacza to jednak, że hodowla ta jest na równi z przemysłową- co to to nie!
Należy szukać i sprawdzać oraz rozumieć, że trochę wyższa cena jest czasem równoznaczna z tym, że zwierzę miało dobre życie i umarło prawie bezboleśnie.
Nasi autorzy i rodzina przekonują o dużo lepszym smaku takich produktów.
Z tej części płynie refleksja iż dobre hodowle istnieją, należy ich tylko poszukać.
Ta część odrobinę ”wbiła mi szpilę”. Czasem, wybierałam produkty, które kosztowały więcej, a zwierzęta i tak były traktowane źle. Autorzy nie ganią jednak i nie karcą – nadal tylko przedstawiają fakty. Najbardziej zaskoczył mnie opis traktowania ryb – dotąd jadłam je przekonana, że te morskie istoty mają o niebo lepiej od innych zwierząt. Może i tak, ale sposób w jaki umierają przekonał mnie do wegańskiego sushi (które z resztą bardzo polecam). Z początku krytyczna, pod koniec zrozumiałam, że trochę mojego zaangażowania wystarczy, by jeść etycznie.
Nie wszyscy muszą być weganami, by postępować według swojej moralności.

Ostatnie rozdziały tej pozycji egoistycznie podobały mi się najbardziej– bo, w końcu, są skierowane do takich osób jak ja. JoAnn i Joe Farbowie są weganami, tak, jak i ich dzieci. Przedstawiają nam genezę zmiany swojej diety oraz ich codzienne zakupy i zajęcia. W sklepie wybierają produkty wegetariańskie i organiczne, wiedzą skąd pochodzi to co biorą do ust, zwracają także uwagę na lokalne firmy. Oboje mają dużą wiedzę na temat żywienia.
Autorzy po raz trzeci, ostatni już, dywagują na temat etyki spożywanych przez rodzinę pokarmów. Jest tu jednak więcej rozważań teoretycznych, bo nie muszą już odwiedzać ferm i hodowli. Zwracają uwagę na zarobki pracowników plantacji, na definicje takie jak ''żywność organiczna'', dyskusje na dane sprawy oraz wpływ uprawy roślin na glebę. Poruszają także tematy głodu na świecie czy moralności wychowywania dzieci w duchu weganizmu (takiego rozważania brakowało mi bardziej w rodzinie pierwszej, która stosuje ''typową dietę amerykańską'', ale to szczegół). W rozważaniach wkrada się dużo więcej osobistego zdania autorów (widać, że są bardzo za weganizmem), ale nie przeszkadza to w odbiorze lektury. Oczywiście wady tego sposobu odżywiania także są ukazane, jednak, dla mnie są to małe rysy na gładkiej powierzchni, a nie prawdziwe dziury.
Z rodziną rozstajemy się przechodząc do podsumowania.
Zebranie całej wiedzy jest wtórne, ale dobrze utrwala fakty. Ostateczne rozważania na temat etyki są głębokie, pełne i otwierają oczy na realia żywieniowego biznesu. Nie są jednak ciężkie do zrozumienia, a fakty w nich przedstawione popierają wcześniejsze badania. W ogólnym rozrachunku autorzy nie mówią co jest lepsze/gorsze, ale co mogą polecić/ nie polecać co, osobiście, uważam za najlepsze rozwiązanie.
Od tej części nie mogłam się oderwać czytając ją nawet na lekcjach i w, tuczących się po drogach, autobusach. Dostałam informacje, których potrzebowałam, nie zawsze dla mnie dobre, ale na pewno niezwykle przydatne. O wielu rzeczach nie wiedziałam, a kilka stron sfotografowałam, by nie musieć już tłumaczyć nikomu rzeczy dla mnie oczywistych. Rozdziały stricte o etyce nie były dla mnie zaskakujące, bo popierały tylko wcześniejsze refleksje autorów, ale komuś innemu mogą kompletnie odmienić światopogląd.
Z żalem opuszczałam naszą wegańską rodzinę.
Podsumowując:
Etyka a to, co jemy Petera Singer i Jima Masona to doskonała pozycja, by zwiększyć swoją wiedzę o żywności. Podejmowane tematy są opisane niezwykle szeroko, z każdej strony. Podparte faktami, które autorzy widzieli naocznie, badaniami, skrupulatnie wypisanymi na końcu dzieła oraz etyką, która skupia się na podstawowych prawdach. Forma książki jest dostępna, logiczna i chronologiczna, tak, że nie da rady pogubić się w rozważaniach. Przy tym subiektywne zdanie autorów jest głęboko pod merytoryczną warstwą i wychodzi tylko tam, gdzie to potrzebne.
Ogrom pracy widać tu jak na dłoni. Nie wspominając o odwiedzaniu rodzin, gospodarstw i ferm, o szczegółowym przeszukaniu badań i wypowiedzi znanych ludzi, to pamiętano nawet o tym, by na końcu przedstawić listę miejsc, gdzie można dostać zgodne z etyką produkty.
Odpowiadając na pytanie z tytułu- tak, to książka dla każdego z otwartą głową.
Bo może warto ją otworzyć?
Tą recenzję chciałabym zakończyć ostatnim zdaniem tej książki:
Możemy dokonywać lepszych wyborów.
Plusy:
+poruszane tematy
+forma
+zaangażowanie autorów
+szczegółowość opisów
+poparcie badaniami
+język +profesjonalizm autorów
Minusy:
-realia Amerykańskie
Comments