Co ja właśnie zobaczyłam? czyli filmy, które Cię zaskoczą i... skonfundują
- Ola Paradowska
- 16 sie 2021
- 5 minut(y) czytania

Wiele jest w Internecie krótkich zestawień, które w tytule mają ''films that will blow your mind'' (dosłownie: filmy, które rozwalą Ci głowę). Myślę, że to angielskie wyrażenie najlepiej opisuje uczucia, które kłębią się w człowieku po seansie. Widz, zaskoczony i nieźle zagubiony pyta siebie: ''Co ja właśnie zobaczyłem?''. I właśnie taki efekt mają one dawać.
Czy jednak można z nich wynieść coś ponad to?
Ostatnio, zupełnym przypadkiem, obejrzałam dwa thrillery psychologiczne. Polegały one właśnie na szokowaniu widza, burzeniu zastanego porządku i ciągłej niepewności. W tej gęstej atmosferze kłamstw i wizualnych sztuczek ciężko było połapać się co było prawdą, a co jedynie wymysłem bohatera coraz głębiej popadającego w szaleństwo. To skonfundowanie, chęć ułożenia puzzli w całość, sprawiały, że widz siedzi jak na szpilkach nie chcąc uronić choćby jednego szczegółu. Wszystko może mieć przecież znaczenie.
I, gdy nawet obierze już jakąś drogę interpretacji, sprytny twórca zaraz zmienia kierunek, by widz nigdy nie był pewny tego, co widzi. Antagonistami stają się postaci, których nigdy byśmy o to nie podejrzewali, a końcówka ma sprawić, że dostaniemy ten ostatni, najważniejszy puzzel, po którym wszystko nam się ułoży. A przynajmniej powinno.
Po co kręcić takie filmy?
Można wyróżnić kilka przyczyn. Niektórzy filmowcy po prostu chcą szokować. Jest to ''sztuka dla sztuki'', czyli nie ma żadnego głębszego dna. Pewnego dnia pojawia się w czyjejś głowie pomysł i ma możliwość i środki, by je realizować. Tylko tyle i aż tyle.
Z tym może się jednak wiązać pewien problem- jednorazowość takiej produkcji. Jeżeli nie przenosi ona nic poza szokiem to widz obejrzy ją raz, może nawet doceni, ale z kolejnych seansów nie będzie już czerpał takiej przyjemności. Albo, jeżeli film jest słabo wykonany, to w ogóle do niego nie wróci. Po co, skoro cały twist jest już znany?
Inni filmowcy podchodzą do sprawy inaczej. Ich dzieło co prawda szokuje i konfunduje widza, ale gdy wejdzie się głębiej przenosi też jakąś wartość. Opowiada o świecie czy człowieku stając się nie tylko jednorazową zabawą w ''o co tu chodzi'' tylko ciekawym eksperymentem mówiącym trochę o świecie. Taki film używa różnych forteli i zabiegów graficznych, by pokazać np. postępujące szaleństwo głównego bohatera lub jego zagubienie w świecie. Szalone tempo rozwoju czy powtarzające się raz za razem dni, które zlewają się w jedno. Gdyby jednak pozbawić produkcję właśnie tych zabiegów, to byłaby ona nadal spójna i niosła jakąś wartość/ myśl. Uważam, że to dużo lepsze rozwiązanie niż szok dla samego szoku.
Na przykładach omówię dokładnie o co mi chodzi w tym podziale.
''Wróg doskonały'', ale czy doskonały film?
''Perfect enemy'' to świeżutki film, który niedawno pojawił się na ekranach kin. Za reżyserię odpowiada Kike Maillo, a główną rolę odgrywa Tomasz Kot. I, przed tym jak trochę się poznęcam, chciałabym pochwalić.
Produkcja ta doskonale trzyma w napięciu. Od praktycznie samego początku czujemy, że jest to thriller psychologiczny i jego ciężka, trochę mroczna atmosfera doskonale daje się odczuć. Co więcej film ten ma świetnych aktorów, który dali z siebie praktycznie wszystko. Kot jest tutaj naprawdę świetnie wyważony, a Athena Strates (grająca drugą najważniejszą rolę) jest... przerażająco wiarygodna. Ta dziewczyna tak gra mimiką, ciałem i głosem, że czasem ciarki przechodzą po plecach. I, mimo, że film ma niewiele lokalizacji, to i tak jest ciekawy i tak trzyma w napięciu.
''Wróg doskonały'' opowiada o architekcie, niejakim Jeremim, który po konferencji pędzi taksówką na lotnisko. Boi się, że nie zdąży na samolot i nie wróci do domu. Wielkodusznie zabiera ze sobą pewną dziewczynę przez co oczywiście się spóźnia. Przez następne godziny są oni skazani na siebie, a rozgadana Textel Textor powoli będzie odkrywała przed Jeremim swoje mroczne sekrety.
Brzmi dość interesująco, choć przecież większość czasu bohaterowie siedzą i rozmawiają. Jest to jednak rozmowa na wysokim, aktorskim poziomie, więc każda kwestia i ruch sprawiają, że widz siada głębiej w fotelu i zastanawia się do czego to ma prowadzić. O co chodziło reżyserowi? I co ja tak naprawdę oglądam?
I ten element rzeczywiście się udał. Osobiście byłam wciągnięta w historię i bardzo chciałam się dowiedzieć o co w niej chodzi. Jednak rozwiązanie, które dało się dość szybko przewidzieć, było... niesatysfakcjonujące. Pozostawiło wiele luźnych nitek, wątków, które nie doczekały się wyjaśnienia. I nie chodzi o to, by wszystko podać widzowi na talerzu- trzeba jednak dać na tyle dużo, by ten mógł się domyślić. Niestety, w tym filmie nie ma tej zdrowej równowagi. Niektóre rzeczy zdradza się za szybko, inne pozostają przemilczane aż do końca. A cała ''pierwsza historia'' Textel jest niepotrzebna w kontekście dalszej fabuły. Jej różne wtrącenia, zaprzeczające sobie zdania sprawiły, że osobiście nie do końca zrozumiałam ten film.
I myślę, że nie ma się czego wstydzić. Może po prostu oczekiwałam czegoś innego. Niestety nie dostrzegam w ''Wrogu doskonałym'' niczego poza chęcią zaszokowania, ciekawą fabułą, która jest jednak ciekawa raz. Po seansie, gdy zacznie się myśleć nad detalami tego filmu, zaczyna się dostrzegać pewne niedoskonałości.
''Perfect blue'' bardziej aktualne niż kiedykolwiek wcześniej
Kolejny film z ''perfect'' w tytule. Tym razem jednak jestem skłonna się z tym zgodzić. Reżyserowi Satoshi Kon naprawdę udało się stworzyć coś bliskiego ideałowi.
Ten animowany film z 1997 roku opowiada historię Miriny. Dziewczyna była idolką, czyli piosenkarką w żeńskim zespole. Było to jej marzenie, dla którego wyjechała z rodzinnej miejscowości i ciężko pracowała na sukces. Jej menadżerowie mają jednak inny pomysł- chcą, by dziewczyna została aktorką. Ufna i czysta Mirina nie zdaje sobie jednak sprawy jak okrutny jest świat filmu. Kolejne skandale, rozbierane sesje i sceny sprawiają, że gubi się w rzeczywistości. A do tego przychodzi jej się mierzyć jeszcze ze stalkerem, który udowadnia, że zna każdy jej ruch.
Muszę przyznać, że ten film był dla mnie niezwykle przerażający. Sama tematyka stalkerów zawsze wywołuje u mnie gęsią skórkę, ale to w połączeniu z kreską, muzyką, dźwiękiem sprawia, że to nie jest miły seans. Warto też dodać, że sposób rysowania tych scen i ich przejść jest fenomenalny. To półtora godziny trzymającego w napięciu seansu.
Jednak poza wszystkimi sztuczkami i twistami, które mają dezorientować widza jest coś jeszcze. Przemyślenia autora o współczesnym świecie. Mirina buduje sobie pewną tożsamość, idealną i czystą maskę, którą nosi dla świata. To nic złego- przecież wiele osób tak robi. Idealne konta na Instagramie czy perfekcyjne w każdym calu gwiazdy to dla nas chleb powszedni. Gorzej jest jednak, gdy maska ta tak przylgnie do człowieka, że nie da się jej zdjąć. Fani Miriny są oburzeni lub zdegustowani tym, że dziewczyna chce się zmienić. Że się rozwija i jest już kimś innym. Ona sama, przekonana, że mają rację, gubi się w tym kim jest, a kim być powinna. W tym wszystkim gubi siebie. Bo fani nigdy nie będą widzieli jej jako zwykłej dziewczyny, którą przecież jest. Dla nich będzie idealna lub ohyna, zawsze czarno- biała. Dla swoich menadżerów pozostanie zaś produktem, który trzeba sprzedać lub się go pozbyć.
To smutna, ale trafna refleksja o świecie i ludziach. Możemy się tylko domyślać jak mroczny jest świat hollywood i innych tego typu instytucji. Jednak ''Perfect Blue'' pod warstwą wizualnych efektów i twistów fabularnych ukazuje nam poszukiwania swojej tożsamości.
Kommentare